Marek Ciesla dzierżoniowski artysta, malarz, muzyk i poeta.

Marek Ciesla dzierżoniowski artysta, malarz, muzyk i poeta.

Poezja

Łatwiej powiedzieć czym nie jest
Marek Ciesla image

Manifest programowy

Czyś ty muzyk jest czy malarz?

Czy poezja to twój świat?

Więc odpowiem ci już zaraz –

Człowiek – najpiękniejszy kwiat


Pewnie malarz jesteś, pewno grajek

Lub poeta – nie daj Boże!

A odpowiedź serce kraje:

Cudny robak. Cudny? Może...


Czy widziałeś drzewo suche

Na policzku kroplę z powiek

Te gałązki jak łza kruche

Jak twe imię – „człowiek”


Pędzlem, dłutem, piórem, harfą

Wierszem choćby odciąć garb

Nim historia ciśnie kartą

W to przedziwne życie. Skarb?

Litania

Żółty pokoju

Muzyko z dawnych lat

Robotniku znoju

Chłopie z nadwiślańskich chat

Ogniku papierosa

Czasie zmarnowany

Krwi utoczona z nosa

Losie choć zasranyś

Nocy biała jak dzień

Gwiazdo ciemna jak sierść

Myślicielu choć myślą żeś pień

Śmierci śmierć

Módl się za nami

Proroctwo – proste presto

powiedziałaś tak

odrzekłem ci też

poszliśmy na czereśnie

na ptasząt tryl było za wcześnie

gdy con amore cisza zagrała we śnie

ty mówisz nie

ja szepczę wciąż : tak

choć wiśni rwać się nie chce

odfrunął ptak w cudne manowce

a nam nie stroi już akord C

gdy krzykniesz „nie”

przytaknę ci

nie potrząsnę jabłoni

nad czasu przepaścią gdzie skowyt wroni

może już nigdy nas nie dogoni

XXX

wargami wbijam gwoździe

w niekończący się

blejtram czasu

heblem gładząc cmentarne

krzyże

w rytm

codziennego bla

bla

a

... kolorowe śpiewam

obrazki

XXX E. Stachurze

sarence płochej tę kiść szkarłatu

podam nim łono przeszyje dreszcz

przytulę piersi zakonnej siostry

dopóki w nich tętno krwawiące wrze

język skowronka zrozumiem jeszcze

nim w tany dziarsko pójdę przed snem

bolesne ciernie wydłubię z oczu

by godnym powiek być twych i rzęs

w lokomotywy białe przestworza

zadmę wraz z tobą - faluje wiatr

pudowy kamień gdy zrzucę z pleców

błękit tancbudy zadrży aż strach

gałąź jabłoni zakwitnie wkrótce

nie dajmy tylko krukom się zjeść

zdążymy jeszcze napić się piwa

ruszmy więc z Brunem szybko i cześć

pozwól zapatrzeć się jeszcze przez chwilę

zanim znów znikniesz w tej mgle

w tej mgle

Oklasków nie będzie

Cień na ścianie w mym teatrze swe premiery gra

Beznamiętnie na nie patrzę na co komu łza?

Ruchy palców mego mima wykreują noc

Przeźroczysta mgła opada gestom kradnąc moc

Ciemne światło – krótka zmiana, wypłowiały płaszcz

Granat bieli, czerń sukcesu, błazna w kącie płacz

Tuż przy szyi młyńskie koło penetruje sierść

Za zakrętem tam przy oknie sieć zarzuca śmierć

Wokół lustra przeznaczenia - pantomima lat

Dzień dzisiejszy, noc wczorajsza, ile to już trwa?

Odpłynęła mleczna siostra pod powłoką fal

Już zagrałem – przemilczałem zawiązując szal

Bez prób żadnych i bez maski, wieczny teatr ten

Salonowy i karczmiany - bitwa zła ze złem

Beztęsknoty, bezmyślenia naucz chlebie nas

Rozpruj żyły, nastrój harfy, daj swej skórki blask

Nysa ‘85

Czekajac na cud

Modliłem się za was zaciskając zęby

Serce rozhulałem przed rankiem jesiennym

Wieszałem krawat na smukłej topoli

I grałem w szachy z bezrękim człowiekiem

Błaznując wciąż ze śmiesznymi jak ty klaunami

Farbą bezbarwną maluję na szkle

Leczyłem psie rany mlekiem i kolędą

Śniegu puch tuliłem jak komunię świętą

Oliwne gaje kłaniały się w pas

W dziecinnie płochym uśmiechu starca

I siłą woli jak zwykle człapałem po dnie

Absolut cudu macałem gdzieś tam w półśnie

Symfonii nieznanej słysząc obce dźwięki

W karmazynie nocy przedostatniej męki

Powieszę krawat na smukłej topoli

I zagram w szachy z bezrękim człowiekiem

Oliwne gaje pokłonią się w pas

W dziecinnie płochym uśmiechem starca

I siłą woli poczłapię po dnie

Absolut cudu wymacam w półśnie

I pobłaznuję ze śmiesznymi jak ty klaunami

Farbą bezbarwną maluję na szkle

Czekając na cud ...

Nie takie tango

Obejmij mnie, mocno najmocniej dziś

Ukradnij lęk, choćby na chwile dwie

Przytul mnie, może ostatni raz

I nie dziw się, godziny nie chcą spać

Bo można trwać i bez powietrza też

W klepsydrze dni, piasku ubywa

Nie zwlekaj już, nad światem wisi świt

Orkiestry tusz jakby coś milknie

Muśnij wiatr w skrzydlate myśli złe

I ocal most nad rzeką wspomnień

A my wtuleni, niedokończeni, przeomdleni

Na pamięć znasz każdą z tych nut

p. Przyśliwskiej

Przebudzenie

spójrz na wiatr

jak z wierzchołkami tańczy chmur

marzeniom w przestrzeń podaj dłoń

w powietrzu dymi świadek dzwon

błękit nieba

przyklęka cicho obok gdzieś

zegary stają rozczochrane

nie musząc nigdzie spieszyć się

słońce lśni

swą brodę głaszcze w pianie fal

z papieru okręt już nie tonie

popatrz jak pruje szarą dal

a ty

na peron niebios bilet masz

w obłoki razem ze mną wzleć

dłużej nie zwlekaj przebudź się

Zima A. Vivaldiego – largo

Szron okrył dziś moje usta

I srebrem osiadł na powiekach

Tak ciężkich oślepłych od bieli czy płaczu

Mą duszę i ciało porywa bezbronne i gna

Porusza mną, obraca mną, podnieca mnie, wiruje tobą

To szalony kołowrotek zimy gna

Wśród ciepłej choć chłodnej bieli

Miłość pulsuje drga rubinem

Niech topi śnieg pięknem bezwstydu

Tak lekko i zwinnie, beztrosko naiwnie

By w grzechu niewinnie trwać

Posiwiałe drzewa chylą się z zazdrością

Zastygając w mrozie drogę mi wyznaczą

Wprost do luster oczu twych

NIM

Nim grad srebrny po twej spłynie skroni

Nim wiecznością chwila stanie się

Nim swój wszechświat zamkniesz w małej dłoni

Nim kozioł ofiarny beknie we śnie

Nim kapelusz z filcu zjedzą mole

Nim przeszłością zamiar stanie się

Nim mózg wypatroszą bezsenne robale

Nim miłość w rutynę wpadnie weź mnie

Nim poezję w kąt polityk wciśnie

Nim pretekst powodem stanie się

Nim ciemny odcień światła zgaśnie

Nim będziesz z nim bądź

pseudo nim

Moje planetarium

Słońce skryte za horyzontem

Do nocy woła – już kończę

Obudziły się gwiazdy na niebie

Mrugając do siebie

W srebrnym świetle szła ona

W samotności nocy dnia

Kreśląc palcem twe imię

Saturn, Jowisz, Mars?

A tam chory horyzont w purpurowej mgle

Myśli o swym bracie tylko nie wie gdzie

Pejzaż skrył się na wieczność całą

Co ma począć już nie wie

Ujawnić się czy skryć gdzieś za drzewem

W dłoni Boga miejsca mało

W srebrnym...

Zmarnowanych tyle słońca zachodów

Został worek kłopotów

Teraz cień twój rzucam za sobą

Pamięć ze łzą , popiół z wodą

W złotym blasku szedł on

Ociemniały nieboskłon

Rzeźbił w piasku twe imię

Piękniej niż ktoś Wenus z Milo

A za oknem horyzont uśmiechnął się tak

Myśląc wciąż o tobie, tylko nie wiem jak...

Moje miasto

Moje miasto czeka na ciebie

a dym z kominów

przeplata

w miłosnym uścisku

ud twoich żar

na szarym rozdygotanym

niebie

Moje miasto czeka na

lepkość twych źrenic

liżących

parą białej lokomotywy o 20 trzydzieści

Moje miasto czeka

i Matka Boska z ikony

Rublowa chytrze

mrugająca lewym okiem

Moje miasto

niewinne choć grzeszne

bez ciebie

jest

jako miedź brzęcząca

albo cymbał brzmiący

Moje

wszystko i nic

16. I. 96

List wiosenny

wiesz wiosna już

choć w smutny popielec

zabrakło kadzidła zielonej woni

niektórzy nawet zza węgła

słyszeli nieśmiałe presto na fletni

Pana Antonia

choć rudy był, to żal go jednak

bo z nami więcej nie pogra

widziano także

gdzieś tam pod laskiem

(wiesz gdzie żydowski jest cmentarz ?)

monsieur Pissaro w plenerze malował

już może wiosenny miał kaprys

a jeszcze do tego któregoś lu tego

ze słońcem pierś obnażyłaś

i pewnie dla tego - poeci jak dzieci

mają pomieszane we łbie


już wiosna wiesz?

XXX

wisimizm czasu

oparł dłoń na mym grzbiecie

widzę cię nagą

na gwieździe

zarannej

rozkrzyżowane twe uda

wytyczyły

drogę bladego świtu

tylko Bóg-pieniądz cóż...

pokiwał

mądrą swą brodą

w stronę awersu

banknotu

a już niby wiedziałem

Dokąd

I

Skąd

XXX

Zasuszone dwa

płatki śniegu

w starym albumie

rozmowę daleką toczyły

Zaszumiało w nich

lato płynące

od morza

i żądło osy

wiosennej

w sieni jeszcze

pachniało jesienią

i ozon wił się

zielonym gaikiem...


Tak-to w tych płatkach trwaliśmy

Ty Królewną Śniegu

Ja czarnoksiężnikiem

Jeszcze jeden mazur dzisiaj

Jeszcze jeden mazur dzisiaj

do kelnera krzyczę

a na serwetce papierosem

wypalam

niedokończony rym

Hej! gdzie bohema a gdzie panna Krysia

jest czy też jej nie ma dzisiaj

Ciechanów Bydgoszcz Nysa

daleko czy troszeczkę dalej

oto pytanie panowie panie... (nalej !)


a na święta i tak ryba

tylko nas już

nie ma

i tamtej fantazji

ułańskiej

więc

jeszcze jeden mazur dzisiaj


Krzyśkowi 13 .I.1995r

POSTne POSTulaty nieaPOSTolskie

od aPOSTrofu zacznij bez palenia i picia

i POSTanów

POSTępując krok za krokiem

POSTrzyż się i innych POSTrzegaj jako POSTrzyżonych

i nie riPOSTuj, ścierp

na POSTronkach żądze trzymaj

POSTerunki czarcie PrOSTo mijaj

a sPOSTrzeżenia gryzmol [PO STrofkach spalisz]

ojczyznę za POSpoliTą miej

POSTękując na amerykańskiego Walentego

PO STokrotkę gnaj w dzień kobiet

z wiatrówki se POSTrzelaj gdy

odPuST PO STyczniu PO STówie PO STo gram


POST scriptum + - 40 dnia DNA


Dzień Zakochanych 14.II.97

Fizyka elementarna

Nie odkryty wydział fizyki

elementarnej

uczy nas pokory

a chłopcy na fujarkach grają miast

bić w topory

pobłękitniałe od nieba

skrzydlatego


Cały rozdział fizyki

...a tam amorki w zachwycie pełnym

wyciągają rączyny

na powitanie policzków

karminowych

od trosk dnia srebrnego spuchniętych


Niepojęty dział fizyki

gdzie pociągi ruchem jednostajnie

przyspieszonym

w osamotnieniu trwać będą

by zmartwychwstać

w czereśniowym sadzie

u schyłku wieku-istnienia

z nowym tworem

złośliwym


Skończony rozdział fizyki

żegna cię – w imię

ojca i syna


Janinie 11.X.97

Jeszcze jesteś

jeszcze jesteś

jak ocenzurowany wiersz

w tłumie tomów i opłatków popiołu

niczym pawie pióro

w dłoni

arlekina

jak pierwszy letni wieczór

w historii snu

nikłym przebudzeniem - powrocie nieustannym

poprzez wszechświat

do życia w stadle

ludzkim

bez worka foliowego

na głowie?


1-y dzień wakacji ’97 J. Kosińskiemu

W świetle jupitera czy w smudze cienia

Czy warto było

tę chwilę w tej chwili

przeklinać błogosławieństwo

a kochać nienawiść

odwijając pętlę

padać i wstawać

a wstawać by kłaść się

wciąż pić na zdrowie

umierać za życia

a żyć na balansie

jak cyrkowiec w świetle jupitera

albo raczej

jak my w smudze

cienia


p. Jaśkowi na pamiątkę wieczną 13.I.95

XXX

Na siłę wiersz piszę

odziany w skafander uczuć

bezdomny futerał wspomnień

po Człowieku

który się kulom nie kłaniał

Na siłę wiersz piszę

by chwilę i Ciebie ocalić

od nie zapomnienia

aronio!

czarny owocu ironii

Na siłę wiersz piszę

bo trzeba

Twój uśmiech wywołać

więc ciesz się późny wnuku

Na siłę wiersz piszę

bosy lecz w ostrogach

podzwonnych

Na siłę wiersz piszę

by nie oszaleć


Na siłę !..

Lekcja anatomii

uszy z oślą pokorą

próżno otwarte na szept twój

czuły

dłoń spocona ciągłym szukaniem

zajęcia odpowiada na pytanie

komu? czemu? jak

celownik

rakiety ziemia – powietrze


kręgosłup już nie taki

giętki by napiąć się

do waszego zawszonego

kapitalizmu


skóra odarta

ze złudzeń wszelkich

i pieszczot

błyszczy

tatuażem zmarszczek


twe serce

z szybkością skoku gazeli

krew głupie toczy

przecież wie – że

z górki


a członek koguci nie tylko

dla jaj stworzony

lecz życie dając

śmierć

obiecuje


Skierniewice VIII.95

XXX

Być poetą

to drogowskazy mieć na drogach mlecznych ?

W motyle gąsienice czołgów przeistaczać

czy błyskawice przytulać do piersi ?

A może Bogu brodę w srebrny warkocz zaplatać ?

To krzyżówkę-jolkę z hasłem miłość

w kiosku ruchu wziąć na kredyt

i list (ten ostatni) cieciowi podrzucić?

To kalendarz wierszy na półkach odkurzyć

czy białą sutanną walczyć jak szpadą ?

Być poetą ?..


to w stanie być błogosławionym

ze śmiercią


VIII 96

Zeszło powietrze z „górala

I co dalej sześcioklasisto ?

księga Hioba jeszcze

nie przerobiona do końca...

A może morzu twemu

Robinson się kłania i

w pół-we-śnie

smętarze widujesz ?

A tak pięknie

miało kończyć się to

tysiąclecie...

I cóż znaczy

w przydużych butach

przemierzać dwunastoletni kosmos?


jest jeszcze pamiętaj(m)

to serce gorejące

opatulone w koronę

cierniową


Pawłowi 20/21 I ‘98

XXX

ja

i

ona się nizuję

twoimi wierszami

do bólu gryząc

wargi zwisające sromowo

sięgając szczytu

krwawimy

nieudolnym słowem

wypełniło się

-enter


Marianowi „Małemu” 19.II.99